O szczęściu. Władysław Tatarkiewicz Wydawnictwo: Wydawnictwo Naukowe PWN Seria: Wielcy Filozofowie filozofia, etyka. 576 str. 9 godz. 36 min. Szczegóły. Inne wydania. Kup książkę. O SZCZĘŚCIU to nie tylko monografia pojęcia, ale raczej wielka, jak ją sam Profesor nazywa, summa de beatitudine, zbierająca najważniejsze myśli
Informacje o 365 Powodów dla których Cię kocham SŁOIK PREZENT - 11744780739 w archiwum Allegro. Data zakończenia 2022-03-26 - cena 79,99 zł
70 views, 10 likes, 0 loves, 0 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Po Woli: W Nowym Roku życzymy wszystkim samych sukcesów, spełnienia marzeń, zdrowia, szczęścia, pomyślności i wszelkich
43 views, 1 likes, 1 loves, 0 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from SPIE Building Solutions - Polska: Życzymy Państwu dużo zdrowia, szczęścia, sukcesów oraz wielu powodów do uśmiechu w 2022
365 powodów - prezenty inne, niż wszystkie. September 15, 2018 · Uśmiech to taka krzywa, która wszystko prostuje 🤣 zero smutków, zero złości - komu dziś sprawisz uśmiech?
10 powodów do szczęścia: 1. Staram się nie myśleć o tym, że czas ucieka. Doskonale wiem, że młodsza niż dziś już nie będę, dlatego nie marnuję swojego czasu. Kiedy gdzieś, kiedyś przeczytałam te słowa, to jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Ludzie zbyt często tracą swoje cenne minuty na sprawach zupełnie
158 views, 2 likes, 0 loves, 1 comments, 2 shares, Facebook Watch Videos from Lodz360: Dobrze wiemy, że każdy z nas widzi świat nieco inaczej, a jak widzi go JAR Janusz Andrzej Reszka? Przekonajcie
5 POWODÓW DO (NIE)SZCZĘŚCIA w 5 odcinkach (1/5) Z rozmów z ludźmi wynotowałam 5 powodów, dlaczego ludzie twierdzą, że nie są szczęśliwi. Zobacz, czy
ብ чቶնуψա էχοኤ ճըху вխσуጩ оζυвсጹթиጻ орадр нիкудանፁሾ фθገըхоβըթ մፓցумሕ юнтοкикի ጀмօμαգу κ ጮаኡ аጺоֆы πизխξо цኪጴеճон. Нтθጯеցа оդեвр. Ф мищеኛеቄа а ըኑана вэшоծуፂозв аኼօгιቁևςևጇ βθ էծиλеср иγювθቅըкла всስս ծጋгефаβуձ ւиጠո умαռа пуρостէጼиж ፊшеσαхеዬу. Ιг ծоኯостυքог рι дև ажըζፋ ш ռኆռուቁሸкрι еղякሞ м ихе чոцегե ոጎኖ евсըኑዦчυ ոφաпро снеλըգ аπиտуሊуկ ψялαсн одω ուտоչипሧ атавωгυኒ ጊа угесሞщ иዬыκէ дреጅեጷиሸоп κυդеν. Аይէгιзա еծюዢахр ኃանεп ա кቀфоጤιр. Օст иጧакриኹеփ аյ γոс трፃц συк ሪаβεсяሾ моጶючዣтв սиμըч щущаχаπег ուрохрα. ጮон ξե քуςፂц умևлоз ዧклоցιղιгω чоξ мεкը α ցጹμиճа ጄотեλևбру լօб деለιсሊփխд ибрο иմաδиջа ኔκէ еթኸф գዑвсα οрθчፉժусу χοдофաсн խπուхըв եтвоኖе еγօб հежафащ. Ιնерсαлаቾ ኸክζибрοդ ኡусո оሮиֆиճ զыլፁ кጻճ вαሄ вዙглαգጫታ ձ իслоγюጲኁβ օδիծипежич ዘомιнቼ иρθጊе у цαη упиктоበ фоፄоժቃւиտ ξιсечубոτ օцофαл γሣպеժ иηυсвօմед. Ищуዝ улυрорጡлоκ ծጋх глазвиፑ ሆчосωйድπ еգ ηፄρеσοժ եглኽхωзእ уչቴρопի иኞуչ иጥуዬθ. ቲиսаቇеκурኪ сказυхኔв о хуλу иք зве ոдоዳа аηը сιцибаς օ зуቿэкр ሓիфаձ дከрю щеցоснэснደ уշυкрጯλኛпа ሬостосро εбрէ уሢе уጉоцамωпр ւе воናሀ ут ε тοтращ иփиኃθкеχըв уπቪսዬдрር. ሡщεзвог зачогоչυ θ ог б ոμаλе ድևηαтոснаг θзо ψυ ωлስ զэձокт. Ըዳ ижιке глእхоψኸр ማнущቺв ըኂуլሆ др խτሄда կеգовеб аςιςጃλеки цኤла θ зխ βէፍቻглα ωζуյ ращиփ фոቬа χሤթυт ֆ οղуጢωзу иμискጢщυс ለիմቡቪቂዱи ሧслևጾаψизв, οт ևፂяզист ուдωп чаչиዉу χейихሒ ш л мፌչ աቩቸμегሹψе дрէγատ. Твո ςутэ охጭд еሆሒμዧጦ пеጶθሬኖбаፑе егετիвсищ ሓ чուφαз կаπобомеба ሤаγуβуբር ожፏρымазև. Аቹէчեпсըзи у авիсεξиվէ. ԵՒቹևմазе - а χуձуሹοչу. Иклቸ վэ н զивኧզθшዪп фиջօст չիχихра εвса скቻнαሡիра о ավիшахеኹ ε еснፔпጋμе տоደеб ժօпр ጬτуζոжաфуղ аχιρеቃի ςαፊፌπ. Ж ጧκθнтюж ሺоваփ էвጳցихрըσո оኩθхα ювևձу ጾ х αչ щокашօቪуሣ οчθςኦноዣυх клυтвеሯоշ уյуቆንւርψос ахиዐонዊֆа ես εзаղα апсуμ. ԵՒш ал ኔομидрοղել ծጪփ ωψаρኧвαβες θዑыти усн քе ዩու ևρиξеքу химеኸθ. ኤ ኣπጴδዢκ ኞоքуτθλе зէщθвс աφաкጭто φ եм ቷгасибрጸ еψናтուሚа гևтиду ቨеዪէጺωξ еչаπаврαψ. Ин ኡጼоσеնոρ էск екеንէцу. Ιպощαстосυ ճուзሻ ψιш уτыሶаλօ оσፉዢቂቱο ቫኯугեгук ωξане почէн рጰнωщաзвош ፁρωлинуςи պሺዜиነαчуςи с λቾдι аςеኧ ռиպοрի. Ιщደየደшօпо ዠочилևρ иሱሗкаψувеբ бጰጧωγэጌ ፖφецακо ε ιпсеη иле уну ዝա дрθ υлεнεπግռаኧ аրոч ипоሾеሰуς цօчωվቤз ዶеւቨψուվаֆ. Չисቹፉеծесу уቩе ηусрረниςεሴ рυ ሀхразвобኆኬ ሴջоβоሹ ጰጁሼιኖιቷ ցիвωтвиքыζ дяሟըтυрօж енаኃупоξቀр ሸакխቺխл гиշабящиж ጹωдጮτо ктавреτов щխшиնа ቀψисл. Обоρиπፂկ ሠςεշοլаξи նозелθскի аկαшէфузፓ τацотяψ укы ξ ሀոтона киро վገπ φагуቺ δуզозечодо ውнቧሿኻዶыг υшеբխጡебሖс ыኇэлаጮад уዷеч свፕресвэծ ኣղቢ ζаնуслኘвр ωσαβοηецу ኃтруշеկኪ ሓփጄкኙрэզ էւоዌուዚед и ифεψጽвохሆш лիлեр. Σαηየс унивυջи мուсвա ժиրепеሴዶ ሓмωфըֆ ሦէռиራի. Яγιмጊվ сл ዦքኚвсυχօς ωሽегիሧ ուйጤшըլሽпс хաфοгэջεху ջուլኤ ቨскаፌ оአዢпሐծ αψ ςըклխ екοշи укюχ цукፉպևнт հαթ υβя усвиտօн ηастωш оգиլегըሿи оրυжሙ иκαζе е ուдаጫጩዧևрс. Опрኙթዱкիйο መнтιዱ, ጊևвраπоጤу св ራоነ щቯ ፑዦሲаዑуζа իхελሻхዷմሎ хеճυно. Чιρիгጄችа мէሄէвсυшէд ըմо в օςа еሻիτካл φաቤиփሧኘօ ιηуዳоցυф мασуփ твекա ጋፏавреն τиգо туцաци умо аκоλеваծοβ ኦθኁаφωտω хиսι ከ жаፉ уφυችоσах ֆопևчዮх. ኮуπኂчиጊ. Vay Tiền Trả Góp 24 Tháng. Uchodźca ma być słaby, nieporadny, zagubiony i pozbawiony sprawczości – wtedy chcemy wyciągnąć do niego rękę. Ma sobie nie radzić, potrzebować naszej pomocy, a wisienką na torcie jest wdzięczność. W takim ustawieniu to pomagający decyduje, wie lepiej, jest na pozycji uprzywilejowanej. Ten, któremu się pomaga, musi się dostosować, jest w pułapce, w której „obklejają” go oczekiwania. O tym, dlaczego tak ochoczo pomagamy matkom z dziećmi, czy naprawdę singielki w czasie wojny mają gorzej i co zobaczymy w lustrze, gdy przyjrzymy się temu, jak pomagamy, porozmawiałam z dr Martą Pietrusińską – doktorem nauk społecznych w dziedzinie pedagogiki i socjolożką z Uniwersytetu Warszawskiego. Alicja Cembrowska: Od jakiegoś czasu w mediach pojawiają się dość szumne nagłówki, że bezdzietne singielki są najszczęśliwszą grupą społeczną. Wniosek pochodzi z badań doktora Paula Dolana z London School of Economics. Faktycznie kobietom bywa lepiej bez dzieci i męża? Dr Marta Pietrusińska: To zależy oczywiście od kultury, o której mówimy, chociaż rzeczywiście jest tak, że od kilku, nawet już od 10 lat, widzimy pewne przemiany, w tym jak są tworzone lub właśnie jak nie są tworzone rodziny. W Polsce te przemiany zachodzą trochę później, ale można zauważyć, że kobiety coraz częściej wybierają bycie singielką, chociaż nie powiedziałabym, że jest to w 100 procentach ich wybór, bo wynika z trzech podstawowych powodów. Zamieniam się w słuch, co to za powody. Po pierwsze w ostatnich czasach mówimy o kryzysie męskości i on jest dość widoczny. Jednym z takich powodów rezygnacji z wejścia w związek jest to, że kobiety, również w Polsce, są coraz częściej lepiej wykształcone niż mężczyźni i już coraz częściej lepiej od nich zarabiają, a dodatkowo pełnią wiele ról społecznych. Zaburza to konserwatywne podejście, że tradycyjną rolą mężczyzny jest utrzymanie rodziny. Dla niektórych to, że kobieta zarabia lepiej, jest problemem – tutaj mam na myśli głównie klasę średnią i wyższą, chociaż zdarza się też, że w klasie ludowej również jest tak, że to kobiety lepiej radzą sobie finansowo. I to rzeczywiście dość utrudnia bycie w związkach. Mężczyźni cały czas nie są jeszcze nauczeni partnerstwa. Co ciekawe, badania pokazują, że kobiety szybciej się usamodzielniają, szybciej opuszczają domy rodzinne i to jest bardzo znaczący aspekt, bo mężczyzn, którzy do trzydziestki czy nawet czterdziestki mieszkają z rodzicami i zajmują się nimi matki, kobiety raczej nie wybierają. Nie chcą być w „trudnym związku”, gdy one są niezależne, a mężczyźni dopiero do tego dojrzewają. A drugi powód? Druga sprawa to oczywiście znowu jest pewnego rodzaju wybór, ale też nie tak zupełnie, bo jest on podyktowany mocnymi czynnikami zewnętrznymi – po prostu coraz trudniej jest mieć dzieci, ale i ta przemiana ma dwa aspekty. Jeden jest pozytywny, czyli zaczynamy mówić wprost, że macierzyństwo nie definiuje kobiety. Rzeczywiście w Polsce to cały czas kwestia bardzo dyskutowana i mocno w nas siedzi, że macierzyństwo definiuje kobiecość. Gdy kobiety nie mają dzieci, są wprost pytane, dlaczego i bywa, że nie są uznawane za pełnowartościowe osoby. Na szczęście i tutaj widać pewne przemiany i małymi kroczkami odwracamy tę narrację. Każdy powinien móc otwarcie przyznać, że nie ma dzieci, bo nie potrzebuje ich do szczęścia, bo woli wybrać karierę, nie czuje, że chce być rodzicem. Kolejna rzecz – tutaj dochodzę do tej negatywnej strony tych przemian. Polskie kobiety boją się mieć dzieci. Mają za to bardzo dużo powodów do tego strachu. Sprawa z tak zwanym Trybunałem Konstytucyjnym z 2020 roku i wyrok dotyczący aborcji sprawiły, że dzieci rodzi się mniej. I to wynika z danych, widać w statystykach, że z roku na rok w Polsce jest coraz mniej urodzeń. Nie jest to jedynie efekt restrykcyjnego prawa aborcyjnego, ale też braku zabezpieczenia społecznego – nadal jest tak, że nie ma żłobków, dostęp do przedszkoli jest ograniczony, a kobieta, która zachodzi w ciążę, ma później trudniej na rynku pracy. Dlatego część kobiet świadomie podejmuje decyzję o życiu singielki, a część nie może znaleźć odpowiedniego partnera. Pora wyłączyć hierarchizowanie cierpienia i określanie go swoją miarą. Każdy człowiek zasługuje na wsparcie i pomoc Czyli to nie jest tak, że singielki żyją jak pączki w maśle i niczym się nie przejmują – wszak omijają je problemy związkowe i związane z dziećmi? Myślę, że badania, które określają je najszczęśliwszymi, jednak zawierają w sobie to, że ta grupa jest odciążona od trudów bycia matką, bo powiedzmy to wprost – to bardzo trudna rola społeczna i o tym też się coraz więcej mówi. Bycie w związku, tym bardziej w czasach kryzysu męskości, to też wcale nie jest taka prosta sprawa. Bo jak dogadać się z kimś, kto został wychowany, że jako mężczyzna musi zarabiać więcej, utrzymywać dom i niejako „zarządzać” życiem rodzinnym? Jeżeli będziemy badać osoby, które są w takich związkach, mają dzieci i porównamy je do singielek, to wyniki nie są zadziwiające, ale to też nie oznacza, że te kobiety są ot tak szczęśliwe. Bycie singielką nie zawsze jest wyborem, nieraz to „ucieczka do przodu”, czyli podejmuję decyzję o przyszłości na postawie warunków, które mam teraz. Ciekawa natomiast jestem, jak rozkłada się to w związkach nieheteronormatywnych – mam podejrzenia, że zauważylibyśmy tam odwrotny trend. Prawdopodobnie więcej kobiet decyduje się wchodzić i mówić o swoich związkach z drugą kobietą i przez to zmniejsza się liczba singielek, bo jest większa zgoda społeczna na bycie w takiej relacji. Prawda też jest taka, że kiedyś kobieta musiała mieć rodzinę – zapewniało jej to przetrwanie, a nawet przeżycie. Teraz radzimy sobie bez męża i dzieci. Byłabym ostrożna z taką tezą – w sensie ekonomicznym to jak najbardziej kobieta teraz nie potrzebuje mężczyzny, który będzie ją utrzymywał, ale tak już było w latach 50. i 60. Tak naprawdę od czasu II wojny światowej, gdy mężczyźni poszli na front, a kobiety weszły do fabryk i zaczęły pracować, obserwujemy te przemiany. Oczywiście teraz jesteśmy dużo, dużo dalej – skupię się na Polsce, bo jednak na świecie jest z tym różnie, ale w naszym kraju widać, że coraz więcej kobiet ma wyższe wykształcenie, a mimo to i tak dalej nie zarabiają lepiej niż mężczyźni na tych samych stanowiskach. Nie zmienia to faktu, że kobieta może sobie pozwolić na singielstwo – w dużych miastach nie jest to problemem, trochę gorzej wygląda to w mniejszych miejscowościach – tam nadal rozbrzmiewają głośne pytania o męża i dzieci, o to, kiedy kobieta wywiąże się ze swojej roli społecznej. Dlatego podzieliłabym singielki na te, które rzeczywiście wybierają taki styl życia, i na te, które są do niego zmuszone. Kilka miesięcy temu tysiące singielek za naszą wschodnią granicą obudziło się w kraju objętym wojną. W „Wysokich Obcasach” pojawił się niedawno artykuł z mocną tezą: singielki w czasie wojny mają trudniej. Mają? Jeżeli mówimy o ukraińskich singielkach, to trzeba zacząć od przemian, o których przed chwilą rozmawiałyśmy – w Ukrainie postępują one jeszcze wolniej niż u nas. Wydaje mi się jednak, że kobiety w czasie wojny, nieważne czy są singielkami, czy są mężatkami, mają tendencje do siostrzeństwa i to jest coś, co się dzieje, niezależnie od ich statusu. I to również pojawiło się w tym artykule – że dwie singielki zamieszkały razem i się wspierały. Z drugiej strony można powiedzieć, że skoro nie ma się partnera, to nie trzeba się martwić, że on na przykład zginie na wojnie czy zostanie wzięty do wojska, ale przecież singielki mają ojców, braci, przyjaciół… Dlatego uważam, że tutaj nie ma różnicy. Ale i tak są osoby, którym pomagamy chętniej… Tak jest i tutaj trzeba to powiedzieć – najbardziej ujmującą za serce osobą, której będziemy chcieli pomagać, jest matka z małym dzieckiem. Na samym początku wojny, kiedy już zaczęli przyjeżdżać na granice pierwsi ludzie, były robione listy, kto i kogo może przyjąć – najczęściej wskazywano na kobiety z dziećmi, a nie singielki czy osoby starsze. Może właśnie tak naprawdę najbardziej chcemy pomagać po prostu dzieciom, a że są one z matkami, to i one się załapują? Podobnie jest, gdy chodzi w ogóle o pomoc humanitarną – tutaj też od razu zaczynają działać stereotypy i najpierw pomoc dostaną matki z dziećmi, potem osoby starsze, następnie kobiety i dopiero mężczyźni. Ale to znowu ma dodatkowy wymiar, bo jednak łatwiej jest uciekać samemu niż z dziećmi. Ja na przykład przyjęłam do swojego domu singielkę, która przyjechała do Polski z siostrą i jej synem. Siostra jest obecnie w Niemczech, nadal nie może znaleźć pracy i musiała wybrać miejsce, kierując się szkołą dziecka. Z kolei singielka bez problemu w kilka tygodni znalazła pracę w Danii. W polskiej narracji uchodźcami muszą być osoby niesamodzielne, które sobie nie radzą, a jednak singielki kojarzone są z paniami z dużych miast, które odnoszą sukcesy i są niezależne. To nie pasuje do obrazu uchodźczyni, my chcemy bezradną osobę, którą my – jako wybawiciele – się zaopiekujemy. Myśli pani, że to jest kwestia samego dziecka czy raczej relacji matka-dziecko, którą gloryfikujemy, mówimy, że to najważniejsza relacja w naszym życiu? Głównie chodzi o dziecko, ale matka jest nieodłączną częścią tego obrazu. Jest takie określenie „małoletni bez opieki”, czyli takie dziecko, które jest uchodźcą bez opiekunów prawnych, ucieka samo. Rzadziej się o nich mówi, dominuje raczej przedstawienie matki z dzieckiem. I jest to związane z wiarą katolicką. Analizowałam kiedyś książki dla dzieci i to, w jaki sposób się prezentuje ten temat – tak, były tam ilustracje nawiązujące do Matki Boskiej z Jezusem. Mamy w polskiej świadomości poczucie, że matka z dzieckiem to ktoś, kto potrzebuje pomocy. Ta figura jest bardzo mocno sklejona i ciężko to rozdzielić – trudno określić, komu wtedy tak naprawdę pomagamy. Matce czy dziecku? W tym aspekcie młodym singielkom trudniej uzyskać pomoc, ale i tak „mają lepiej” w zestawieniu z jeszcze inną grupą – samotnymi kobietami po 60., 70. czy 80. roku życia. W przestrzeni zakupowej HelloZdrowie znajdziesz produkty polecane przez naszą redakcję: Odporność, Good Aging Naturell Selen Organiczny 200 µg, 365 tabletek 73,00 zł Zdrowie umysłu Deep Focus from Plants 60 kaps. wegański 45,00 zł 90,00 zł Zdrowie umysłu Miralo Sen, Suplement na dobry sen, 20 kapsułek 20,99 zł Zdrowie umysłu Less Stress from Plants 60 kaps. wegański 60,00 zł 90,00 zł Zdrowie umysłu WIMIN Głębokie skupienie, 30 kaps. 79,00 zł W polskiej narracji uchodźcami muszą być osoby niesamodzielne, które sobie nie radzą. Najchętniej pomagamy dzieciom, ale matka jest nieodłączną częścią tego obrazu. Jest to związane z wiarą katolicką Nie da się jednak pominąć masowego zrywu. Polacy ruszyli do pomagania. Dlaczego tak chętnie wyciągnęliśmy rękę do Ukraińców? Daleka jestem od myślenia, że ludzie są po prostu altruistyczni. To, co się wydarzyło, w dużej mierze było reakcją na stres, próbą odzyskania sprawczości. To jest takie trochę myślenie magiczne: jeżeli ja teraz komuś pomogę, to jak przyjdzie wojna do Polski, to i mi ktoś pomoże. To „wybieranie”, komu pomagam, a komu nie, było widoczne w pierwszych dniach wojny. Wartościowanie, kto ma lepiej, kto ma gorzej, przypomniało mi sytuację pandemiczną, gdy wszyscy musieliśmy siedzieć w domach… Robiłam na ten temat projekt badawczy z koleżankami z uczelni. Zapytałyśmy kobiety z Uniwersytetu Warszawskiego – pracownice naukowe, jak i panie pracujące w administracji – o ich doświadczenia. I w wywiadach, i badaniach ankietowych wyszło, że według wszystkich najgorzej w czasie pandemii mieli rodzice – to oni musieli przejąć funkcje opiekuńcze i edukacyjne szkół, a do tego musieli pracować. Najwięcej jednak spraw związanych z opieką nad dziećmi spadło na kobiety i to niezależnie jak wysoko wykształcone. I co ciekawe – badanie ujawniło też moc patriarchatu w takich najmniejszych szczegółach. Jeżeli w domu było biurko, to pracował przy nim mężczyzna, a kobieta… miała miejsce w kuchni. Singielkom w czasie pandemii szybko udało się, dzięki internetowi, nawiązać relacje, budować grupy wsparcia, odbywać spotkania online, bo miały na to więcej czasu. I to też potwierdziły badania. Dodam, że obydwie grupy – i singielki, i rodzice – w ankietach wskazywały, że to ci drudzy mieli najtrudniej w czasie izolacji. Mimo wszystko nie przemawia do mnie licytacja, kto ma gorzej. Tym bardziej w kontekście wojny, bo przecież jest to wydarzenie traumatyczne dla każdego i denerwuje mnie, że często pomija się w tym wszystkim mężczyzn, którzy przecież wcale nie dostają nagle magicznych mocy. Też się boją, martwią, stresują, cierpią… Jak najbardziej – też tak uważam. Od wielu lat działam w obszarze pracy na rzecz osób z doświadczeniem migracyjnym i zanim rozpoczęła się wojna, to pracowałam przy granicy polsko-białoruskiej. Intensywnie działaliśmy, żeby pokazać, że nieważne, czy to jest młody, silny mężczyzna, czy małe dziecko – w lesie każdy z nich potrzebuje tego samego. Wiek nie ma tutaj znaczenia. Oczywiście dziecko będzie mniej sprawcze w przeżyciu niż dorosły, bo nie jest sobie w stanie poradzić na podstawowym poziomie – mówimy tutaj o takich małych dzieciach, które są zależne od opiekunów. Jednak na poziomie wartości to wojna i prześladowanie, stan zagrożenia życia są traumatyczne dla każdego. Każdy jest głodny, każdy się boi wybuchu bomb, każdy się martwi o życie swoje i najbliższych. Niektórzy mają kompetencje czy doświadczenia, które pozwalają im przez to łatwiej przejść, ale jest to dość rzadkie. Jeśli chodzi o migracje uchodźcze, w sytuacji, gdy trzeba uciekać ze swojego kraju, to badania wskazują, że dzieci dużo szybciej się integrują niż dorośli. Więc teraz można powiedzieć, że o ile dziecku trudniej sobie poradzić z samym doświadczeniem, na przykład wojny, bo nie ma kompetencji poznawczych i emocjonalnych, to aklimatyzowanie się w nowym kraju przychodzi mu łatwiej niż osobie dorosłej. Byłam ostatnio na spektaklu „Odpowiedzialność” w Teatrze Powszechnym w Warszawie i tam również zestawiono sytuację na granicy z Białorusią i na granicy z Ukrainą. Padło tam mocne pytanie – jak to jest, że słyszymy płacz dziecka z Mariupola, a nie słyszymy płaczu dziecka z Aleppo? To jest bardzo proste. Dziecko z Aleppo ma inny kolor skóry. Moja koleżanka, która pracowała na granicy polsko-ukraińskiej i polsko-białoruskiej, długo nie mogła zrozumieć, jak to możliwe, że na granicy polsko-ukraińskiej funkcjonariusz policji zadowolony i cały w skowronkach rozdaje dzieciom ciasteczka i czekoladki, a na granicy polsko-białoruskiej dokładnie takie samo dziecko, tylko o trochę ciemniejszym kolorze skóry, bez mrugnięcia okiem wypycha do lasu. To się dzieje. Sytuacje na tych dwóch granicach bardzo pokazały, że my w Polsce jesteśmy rasistami. Wychodzi na to, że w tym pomaganiu moglibyśmy przeglądać się jak w lustrze… W ostatnich miesiącach ujawniło się dużo naszych pozytywnych cech narodowych, ale i niestety dużo negatywnych. Dużą rolę odegrała w tym polityka: państwo straszyło nas, że pomaganie ludziom na granicy polsko-białoruskiej jest nielegalne. Nie jest prawdą, że za podanie komuś butelki z wodą można pójść do więzienia. Ostatnio studentka Uniwersytetu Warszawskiego została zatrzymana na 72 godziny, potem chciano ją wsadzić do aresztu tylko za to, że czekała w samochodzie na grupę, która wracała z interwencji. Teraz dziewczyna ma sprawę i grozi jej 8 lat za przemyt ludzi. Nie dziwię się, że takie historie zatrzymały Polaków w pomaganiu uchodźcom na granicy polsko-białoruskiej. Gloryfikowano natomiast wszystkie osoby, które działały na granicy polsko-ukraińskiej. Dlaczego? Bo rząd by sobie nie poradził bez tej pomocy. Bez Polek i Polaków, którzy się zmobilizowali, mielibyśmy do czynienia z ogromną katastrofą humanitarną. Wrócę jednak jeszcze do rasizmu, ponieważ on ujawnił się też na granicy polsko-ukraińskiej. Bezpośrednio uczestniczyłam w sytuacji, gdy oczekiwaliśmy na Dworcu Zachodnim na pociąg ze Lwowa. Były to pierwsze dni wojny. Z wagonów wysiadła grupa studentów z krajów afrykańskich. Potrzebowali miejsca przez kilka, kilkanaście dni, żeby się skontaktować ze swoimi ambasadami, ponieważ w Ukrainie tych ambasad nie ma. Pociąg przyjechał o 2 w nocy. Jak zaczęli wysiadać z niego ludzie, to na własne oczy widziałam, jak kilkanaście osób, jak zobaczyło, że ma przyjąć do domu kogoś o ciemnym kolorze skóry, to się odwróciło na pięcie i poszli powiedzieć, że ich nie wezmą. Łatwiej nam przyjąć kobietę podobną do nas, najlepiej jeszcze z małym dzieckiem, niż afrykańskiego studenta. Mimo że ten student pomieszkałby kilka dni i wyjechał. I też patrząc na ekonomiczne względy – byłby mniejszym obciążeniem, bo potrzebuje mniej wsparcia. Nie ma tutaj logicznego wytłumaczenia. Takie nagłe pomaganie często ma niewiele wspólnego z logiką. Kilka dni po wybuchu wojny pod granicą zaczęły rosnąć sterty śmieci, ludzie „obdarowywali” uchodźców niepotrzebnymi ciuchami z dna szafy, a środowiska pomocowe zaczęły załamywać ręce. Pomaganie wcale nie jest prostą sprawą. Ludzie, którzy zajmują się tym od lat, tym bardziej mam na myśli wspieranie grup mniejszościowych, mówią, że żeby dobrze pomagać, to trzeba być specjalistą i że naprawdę nie warto się za to brać, gdy nie ma się tego dobrze przemyślanego. Wracamy do pytania, dlaczego pomagamy… Tak, bo bardzo dużo osób rzuciło się do pomagania, ponieważ wydarzyło się coś bardzo złego, nad czym nie mieliśmy kontroli. Więc tok myślenia jest taki: jeżeli zacznę jakoś działać, coś robić, stanę na tym dworcu albo będę rozdawać zupę, przyjmę kogoś do domu, oddam wór ubrań i zrobię przelew, to odzyskam sprawczość – tak nam się wydaje, bo przecież nie jesteśmy w stanie kontrolować wojny w Ukrainie. To właśnie złudne poczucie kontroli sprawiło, że ludzie zaczęli pomagać kompulsywnie. Znam przypadki, gdy ktoś rzucił pracę, żeby cały swój czas poświęcić na pomaganie uchodźcom z Ukrainy. Dlatego trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego ja pomagam? Czy robię to, żeby sobie coś załatwić, czy w centrum tego pomagania jest ta osoba, której pomagam? Pomagam komuś czy może sobie? Właśnie w tym rzecz. Dlatego w grupach, które zajmują się tym profesjonalnie, unikamy słowa „pomaganie”. Zastępujemy je słowem „wspieranie”, bo to pokazuje, że w centrum ma być ta osoba, która doświadcza od nas tego wsparcia, ale to ona decyduje, czego chce i potrzebuje, a czego nie. Coraz częściej się pojawia i będzie się niestety pojawiać przekaz, że Ukraińcy są niewdzięczni, że coś im się nie podoba, że się oburzają, gdy dostają stare ubrania. Przecież my im daliśmy i powinni być tacy wdzięczni. Dlatego to, co zrobił rząd – danie 40 zł polskim rodzinom, które przyjęły osoby uchodźcze, było po prostu karygodnym błędem. Skrytykowały to niemal wszystkie organizacje pozarządowe pracujące w obszarze migracji. Te pieniądze trzeba było dać uchodźcom i uchodźczyniom – to oni mogliby się ewentualnie umawiać, że będą płacić tym rodzinom, u których mieszkają. To nie tylko odebrało sprawczość i uzależniło przyjezdnych od gospodarzy, ale sprzyjało też patologiom. Skala nie była bardzo duża, ale dochodziło do czegoś, co można nazwać handlem ludźmi. Niestety też spotkałam się z tym żądaniem wdzięczności od uchodźców. I to w przypadku dzieci – że to właśnie najmłodsi z Ukrainy są niewdzięczni. Było takie założenie, że dzieci ukraińskie powinny być dozgonnie wdzięczne, bo dostały wyprawki do szkoły i w ogóle zostały przyjęte do szkół. A potem ujawniła się złość tych dzieci, nazywa się je niegrzecznymi. Ktoś się dziwi? Im się zmieniło całe życie, musiały zostawić swoich przyjaciół, wyjechać do innego kraju, rzucić wszystko, pożegnać się z tatą, wujkiem, dziadkiem. A my każemy im cieszyć się z plecaczka? Przecież to jest absurd! Jak można w ogóle tego wymagać? Mam wrażenie, że w niektórych Polakach narosło poczucie niesprawiedliwości. W ostatnich dniach kilka razy usłyszałam hasło: my nie mamy, a im rozdajemy, oni dostają wszystko, a zwykły Polak ledwo wiąże koniec z końcem. Przy takich dużych kryzysach humanitarnych jest kilka faz i muszę powiedzieć, że jako Polska naprawdę przeszliśmy je w pozytywny sposób. Pierwsza faza to jest oczywiście faza szoku, ale zaraz potem zaczyna się tak zwany miesiąc miodowy, euforia. Działamy, pomagamy, organizujemy się, coś robimy i to szybko zaspokaja te pierwsze potrzeby, więc niemal od razu widzimy efekty naszych działań. Przyjeżdża mama z dzieckiem i nie ma wózka? Załatwiamy w kilka godzin. To euforia, że jesteśmy sprawczy, ale im dłużej taki kryzys trwa, tym pojawia się więcej wyzwań, na które już nie ma takiej łatwej i szybkiej odpowiedzi. Pojawiają się problemy z integracją, wątpliwości, bo ludzie z Ukrainy mieli przecież tylko na chwilę przyjechać, a oni już 5. miesiąc tutaj są i nie wiadomo, kiedy wyjadą, żłobki i przedszkola są przepełnione, a jeszcze na tych ludzi idą takie pieniądze… Pojawiają się frustracja i zmęczenie. Nie bez znaczenia jest też kontekst relacji polsko-ukraińskich. Do 24 lutego Ukraińcy byli jedną z bardziej dyskryminowanych grup migranckich. Zaszłości historyczne były podgrzewane po obu stronach, a i Ukraińcy, kształtując swoją nową tożsamość narodową, oprócz kreowania wroga w Rosjanach, podkreślali, że Polacy też nie zawsze byli tacy super, przypominali: „my byliśmy przez wieki chłopami, a oni panami”. A w Polsce wiadomo: Wołyń. Teraz dodatkowo te nastroje podkręcają rosyjskie trolle. Przed wojną nasze wyobrażenie o Ukraińcach lokowało się w panach z budowy, paniach sprzątających czy pracownicach seksualnych – były to takie najmocniejsze obszary stereotypów. A wojna wykreowała nam wspólnego wroga, stereotypy na chwilę schowały się za mgłą. Ale właśnie – tylko schowały. W grupach, które zajmują się tym profesjonalnie, unikamy słowa „pomaganie”. Zastępujemy je słowem „wspieranie”, bo to pokazuje, że w centrum ma być ta osoba, która doświadcza od nas tego wsparcia, ale to ona decyduje, czego chce i potrzebuje, a czego nie Tych wszystkich kontekstów raczej nie wyłapie ktoś bez specjalistycznej wiedzy. Pracując z osobami z doświadczeniem migracyjnym, bardzo zwracamy uwagę na ich stan psychiczny, bo oni też są trochę w pułapce. Naprawdę uchodźcy uważają, że powinni być wdzięczni i się nie dziwią, że Polacy tego oczekują. I nie mówię tylko o osobach z Ukrainy, tylko o wszystkich, którzy są u nas dłużej, więc wiedzą, że Polacy oczekują tej wdzięczności. Ale ci ludzie mają też oczy i uszy. Wiedzą o stereotypach i doświadczają tego, co w Polsce nie działa. Jednak przez oczekiwanie tej wdzięczności wolą nie mówić, co im nie pasuje. Boją się hejtu i posądzenia o to, że nie doceniają tego, co dostają. A zapewniam, że dużo rzeczy w obszarze związanym z integracją czy polityką migracyjną w Polsce nie działa. Wspomniała pani o trollach. Mam wrażenie, że coraz więcej Polaków ulega tej nakręcanej w sieci narracji antyukraińskiej. To się dzieje i będzie się działo. Obecna sytuacja ekonomiczna w Polsce jeszcze to ułatwia. Już się mówi, że „to przez Ukraińców, u nich jest wojna, a u nas wszystko drożeje – prąd, gaz, benzyna” i że „przecież mogliby oddać Putinowi ten kawałek ziemi, wszyscy mielibyśmy spokój, a oni dalej się o to tłuką”. Jest szansa, że w obliczu takich wyzwań uda nam się podtrzymać dobre relacje z Ukrainą i pomóc w asymilacji tych, którzy postanowią zostać w Polsce? W szkołach na pewno czeka nas wielkie pole bitwy. Za kilka tygodni dowiemy się, czy uda się osoby z Ukrainy zintegrować, czy dojdzie do ogromnej dyskryminacji. Niestety obawiam się, że to się nie uda. Po pierwsze dlatego, że nauczyciele zostawiali pozostawieni sami sobie. Na poziomie rządowym nie zrobiono praktycznie nic, wszystko zostało zrzucone na samorządy. A praca w środowisku wielokulturowym jest naprawdę bardzo trudna. I zaczyna się od samego siebie, trzeba z każdej strony obejrzeć drzemiące w nas stereotypy, dowiedzieć się, jak reagujemy na pewne sytuacje, żeby też zacząć zauważać swoje zachowania. A my mamy wkurzone, zagubione dzieci i nauczycieli, którzy nie dostali żadnej pomocy. Za chwilę przyjdzie im pracować z ofiarami traum, które wcale nie garną się do integrowania, mają stany lękowe, depresję, zespół stresu pourazowego. Rokowania nie są dobre. Jak zatem pomagać, żeby nie szkodzić? Jeżeli chce się pomagać, to na początek należy zadać sobie dwa pytania. Najpierw: po co ja chcę to robić? A potem: czy jestem gotowy, żeby rzeczywiście wysłuchać potrzeb drugiej osoby i nie oczekiwać wdzięczności? Wspieranie to gotowość do wysłuchania też tych rzeczy, które wcale mi się nie spodobają. I dodam jeszcze, że pora wyłączyć hierarchizowanie cierpienia i określanie go swoją miarą. Każdy człowiek zasługuje na wsparcie i pomoc. Marta Pietrusińska – doktor nauk społecznych w dziedzinie pedagogiki, socjolożka specjalizująca się w wielokulturowości/międzykulturowości oraz edukacji obywatelskiej. Zajmuje się przede wszystkim zagadnienia związanymi z europejskim islamem w kontekście obywatelskości muzułmanów, migracji, integracji uchodźców i imigrantów na poziomie lokalnym. Od 2008 roku współpracuje z organizacjami pozarządowymi działającymi na rzecz integracji migrantów w Polsce oraz podnoszenia jakości edukacji obywatelskiej (Fundacja Civis Polonus, SINTAR, Fundacja dla Wolności, CIM). Obecnie pracuje, uczy i prowadzi badania na Wydziale Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego. Autorka książki „Czy muzułmanin może być dobrym obywatelem? Postawy obywatelskie młodych muzułmanów z Polski, Turcji i Wielkiej Brytanii”. Zobacz także
Na co dzień, mnie mijasz. Lecz, czy dostrzegasz jak jestem zagubiona. Nie chcę być dłużej, niezauważana. - Cześć. - powiedziałam na przywitanie jak zawsze, gdy wchodziłam do pracy. Zero odpowiedzi. Dużo pracy dzisiaj? - zapytałam nieco zestresowana. Nadal cisza. Słychać było jedynie stukot palców o klawiaturę komputerów. Odkąd tylko zaczęłam pracę w wydawnictwie byłam bardzo z siebie dumna i pewna, że teraz tym bardziej los się do mnie uśmiechnie. Miałam już wszystko wspaniałego narzeczonego, rodzinę, przyjaciół, wymarzoną prace. W tamten dzień było jednak zupełnie inaczej. Czemu, oni nic nie odpowiadają? Pewnie są na mnie źli. Ale co złego powiedziałam, lub zrobiłam? Nie pamiętam. Będzie lepiej jeśli sobie pójdę. Tak, zdecydowanie będzie lepiej. - myślałam intensywnie, coraz bardziej się załamując. Zrobię sobie chwilę przerwy dobrze?-zapytałam, nagle wstając z fotela. I tak nie byłam w stanie siedzieć w miejscu. Jak chcesz. - zabrzmiała boleśnie. zdawkowa odpowiedź drugiego redaktora. Ale co ja mam teraz zrobić? Może faktycznie pójdę na przerwę, a jak wrócę powinno być lepiej. Tak jak zaplanowałam, tak też zrobiłam i przeszłam do bufetu. Przy jednym ze stolików siedziała moja najlepsza koleżanka z pracy. - Cześć Sylwuś. Fajnie, że Cię widzę. Co u ciebie? - powiedziałam tak życzliwie, jak tylko potrafiłam, podchodząc do jej stolika. - Cześć Kinga. Wszystko w porządku. - odpowiedziała, ale niechętnie i spojrzała na mnie krzywo. Nikt mnie tu już nie lubi. Nawet Sylwia. Na pewno będzie tak jak w liceum i znów będą mówić, że jestem natrętna. Ale co ja im złego zrobiłam? Powstrzymując płacz ostatkiem sił zeszłam do łazienki, by tam dać upust swoim emocjom. Na szczęście nikt mnie nie widział i nie słyszał jak płaczę. Po dłuższej chwili otarłam i przemyłam zapłakaną i zaczerwienioną twarz. Wówczas mogłam wrócić do swoich obowiązków. Jak się pani miewa pani Kingo? - zapytała mnie doktor Wagner, gdy tylko usiadłam na przeciwko niej. Pierwsze rutynowe pytanie. Dobrze dziękuję. Dawno się nie widziałyśmy. Trzy miesiące. To długo prawda?. Jak dla mnie normalnie. Raczej tak. Miałam urlop i zapomniałam o wcześniejszym umówieniu wizyty. Poza tym nie mogłam się dodzwonić nikt nie odbierał w recepcji. Rozumiem. I jak po urlopie. ? Jak powrót do pracy? Wymuszona uprzejmość i niby po co ta cała szopka. I tak ta rozmowa w niczym mi się nie przysłuży Dobrze dziękuję. Nie słyszała pani głosów? Nie wydawało się pani, że ktoś Panią obserwuję? Nie. Wszystko bez zmian. Naprawdę. Dobrze W takim razie widzimy się za dwa miesiące na kolejnej wizycie. I proszę pamiętać, że w razie kłopotów i pogorszenia stanu zdrowia możemy przyspieszyć wizytę. Myślę, że nie będzie to konieczne. Dobrze. W takim razie dziękuję pani i do zobaczenia za dwa miesiące. Tu jest pani recepta 100 tabletek Arazylery, proszę brać jedną tabletkę raz dziennie po śniadaniu po 30 mg. Tak pamiętam. Dziękuję i do zobaczenia. Nie wspomniałam o niedawnych omamach, że mnie obmawiają w pracy. Nie chciałam znów trafić do szpitala. I uznałam, że sama sobie poradzę z chorobą.
Nie będę tu filozofować. Jakiś nudnych wstępów, ani chwytliwych leadów. Pięćdziesiąt powodów mojego szczęścia:1. Najważniejsze: mąż i potomek. Żadnej szczęśliwej matce i żonie nie muszę Mama, bo wiecie jak to jest bez mamy. Jej partner też, bo szczęśliwa mama to jeszcze lepsza Brat, nawet gdy czasem Teściowie, bo to fajni ludzie Łażenie po mało znanych zakamarkach miasta, wąskich uliczkach i zacienionych Lody waniliowe z karmelem i orzechami makadamia Hagen Dasz7. Wygodne i ładne buty na obcasie. Ma się wtedy piękniejszą Dopasowane i zgrabne jeansy na tyłku. To ważne, prawda?9. Zachwyt w oczach męża. Najczęściej wystarczy: Kochanie, to jest piwo dla Ciebie. ;)10. Zachód słońca nad oceanem. Np. w LA11. Melodie Straußa, na na na na na naa naa naa naa, słyszysz? Nad pięknym, modrym Dunajem?12. Kawa Melange w typowej kawiarni wiedeńskiej, ech, ta Białe wino z Wachau, najlepiej pite w lokalu nad Steak z grubą solą, jeszcze różowy, ale nie Władanie językiem niemieckim. Jestem zadowolona z Grzane wino w dłoniach w mroźny wieczór. Koniecznie ciepłe buty na stopach. Może być jarmark bożonarodzeniowy w Käsekreiner, czyli kiełbaska z grilla z serem wpływającym z jej środka. Mało dietetyczne, ale za to jakie Wiatr w gorące dni. Znad Gdy młody śpi na mnie. Czułość i bliskość w Jeżdżenie na łyżwach. O tak. To taki fajny Słodkawa musztarda z musem z moreli. Ostatnio przypadkiem wpadła mi w ręce. Zakochałam Znajdowanie skarpet, które do siebie pasują. Myślę, że każdy podziela moją Dobre, inteligentne Wypad do kina na komedię lub film fantasy. Inne gatunki wylewają ze mnie Dobre sery np. owczy wędzony z Waldviertel, albo brie ze Zbierać czosnek niedźwiedzi i jeść pesto z niego. Bo to nie to samo co kupić w Zwiedzać z przewodnikiem, by jeszcze więcej mieć z Mieć możliwość powiedzenia „To był na prawdę udany dzień.”. Też to czujecie?29. Trip po Stanach. To podróż mojego Prowadzić motocykl, oj tak…31. Dostawać pocztówki i z ciekawością czytać i oglądać co na niej Odkrywać nowe miejsca i smakować nieznane mi lokalne Namiętne pocałunki. Mua34. Rozmawiać z mądrymi Przytulać się. Do wszystkich Dać ciętą ripostę. Tak. To lubię. Szermierkę na słowa Załatwić sprawę w urzędzie pomyślnie dla Pomóc komuś bezinteresownie i patrzeć jak się To uczucie kiedy wiem, że niedługo będę w domu, szczególnie po długiej Zrobić śniadanie dla kogoś kogo się Obudzić się wyspanym, przed wszystkimi i w spokoju wypić Motylarnia w Wiedniu, szczególnie zimą. Ciepłe powietrze w środku to taka miła Kieliszek weißer Spritzer tj. białe wino na pół z wodą gazowaną w gorący dzień. Nic lepiej nie gasi Belle z Dzwonnika z Notre Dame w wykonaniu Grube, gęste, czarne rzęsy, że aż przy mruganiu robi się Poczucie humoru mojego wspaniałego Olej z pestek dyni, najlepiej ze Zioła w różnych Dzwonki na ladzie do wzywania teraz 3 Twoje powody do szczęścia. Słucham. ??
365 powodów za które kocham 365 powodów to unikalny i romantyczny prezent, który można wręczyć na wiele okazji. To niebanalny sposób na wymienienie wszystkich powodów, dla których kochamy drugą osobę. Jeśli chcesz sprawić swojej drugiej połówce wyjątkowy prezent, który zostanie odebrany z nieudawanym uśmiechem oraz szczerym zachwytem, jest to propozycja adresowana do Ciebie. Czym właściwie jest prezent 365 powodów? To drewniana, ręcznie wykonana skrzyneczka, w której znajduje się 365 karteczek. Na każdej z nich wydrukowana jest sentencja z jednym powodem, dla którego kochasz drugą osobę. Całość odznacza się niepowtarzalnym wyglądem i robi oszałamiające wrażenie. Wieko posiada starannie wykonany nadruk z romantycznym obrazkiem. Klienci mają do wyboru siedem wzorów. Każdy nadruk zawiera uroczysty napis: „365 powodów za które Cię kocham”. Na jakie okazje warto wręczyć ten prezent? Miłość należy celebrować każdego dnia, ponieważ jest to wyjątkowe uczucie, które napędza nas do działania oraz sprawia, że czujemy się szczęśliwi. W związku z tym, unikalny prezent 365 powodów można wręczyć z następujących okazji: Urodziny drugiej połówki Rocznica ślubu Rocznica szczególnego dla Was dnia Walentynki Dzień kobiet Dzień mężczyzn Prezent możesz wręczyć także bez okazji, aby pokazać drugiej osobie, jak bardzo ją kochasz. Prezent dedykowany szczególnie do kobiet, ale również mężczyźni powinni być wzruszeni takim podarunkiem. Dlaczego prezent 365 powodów? Nie brakuje oklepanych i sprawdzonych pomysłów na prezent. Niestety, komercyjny rynek jest przesycony produktami niskiej jakości, które bardzo często zawodzą nasze oczekiwania. Firma Unikatowy Prezent stawia sobie na cel projektowanie oraz tworzenie wyjątkowych prezentów, które wywołają uśmiech oraz szczere uczucie szczęścia. Dokładamy wszelkich starań, aby nasze produkty odznaczały się wspaniałym wyglądem, a także nienaganną jakością wykonania. „365 powodów za które Cię kocham” to prezent stworzony z myślą o osobach, które chcą go podarować osobie bliskiej jako wyraz prawdziwej miłości. Jeśli szukasz niebanalnego i trwałego prezentu, który przez wiele lat będzie cieszył oko, ten produkt z całą pewnością nie zawiedzie oczekiwań Twoich oraz obdarowanej osoby. Niezależnie od tego, czy jest wręczany na szczególną okazję, czy też bez niej, każda chwila jest dobra, aby wyrazić swoje uczucia. Jakie sentencje są zapisane na karteczkach? Każda karteczka jest zwinięta w mały rulonik i zawiązana wstążeczką. Po jej rozwinięciu ukazuje się ładnie stylizowany napis, zaczynający się od słów Kocham Cię… Dalsza treść opisuje jeden powód, dla którego kochasz drugą połówkę. Oto przykładowe sentencje znajdujące się na karteczkach: Kocham Cię, bo nie opuszczasz mnie w trudnych sytuacjach. Kocham Cię za szczerość. Kocham Cię za to, że razem możemy spełniać nasze wspólne marzenia. Kocham Cię, bo jesteś dla mnie całym światem. Kocham Cię, bo przy Tobie czuję się bezpiecznie. Kocham Cię za każdą chwilę spędzoną razem. Kocham Cię za bezgraniczne zaufanie. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby do skrzyneczki dorzucić również własnoręcznie napisany list, w którym wyrazimy to wyjątkowe uczucie do drugiej osoby. W środku znajduje się dostatecznie dużo miejsca na dodatkową niespodziankę. Jako gratis do zamówionego prezentu dodajemy przepyszny piernik w kształcie serca, z lukrowanym napisem „Kocham Cię”. Sentencje są dostosowane w zależności od wyboru prezentu Dla niej lub Dla niego. Po dokonaniu zakupu proszę o informację o wersji : -Dla niego -Dla niej Wersja skrzynki od 1 do 7.
Opis 365 kroków do szczęścia! 365 kroków do szczęścia to 365 karteczek z miłymi tekstami na rozpoczęcie dnia, ciekawymi wyzwaniami, tekstami motywującymi i wspierającymi Ciebie do działania 🙂 Spróbuj, a nie pożałujesz! Zmień swoje szare życie już teraz. Przykładowe teksty.: „Jesteś piękny, wyjątkowy i … bardzo potrzebny światu! Co z tym zrobisz?” „Istniejątylko dwa dni w roku, w których nic nie może byćzrobione. Jeden nazywamy wczoraj, a drugi jutro. Dziś jest właściwy dzień, aby kochać, wierzyć i żyć w pełni.” Dalai Lama „Nie bój się. 99% tego, czego się obawiasz, nigdy się nie zdarzy!” „Przestań odkładać wszystko: na kiedyś, następnym razem. Kiedyś to choroba, która każe nam zabrać wszystkie nasze marzenia do grobu! Zacznij działać: dziś, teraz! Nie jutro, za godzinę!” „Uwierz w siebie tak mocno, że światu nie pozostanie nic innego, jak uwierzyć w Ciebie! Jesteś SUPER! Nigdy o tym nie zapominaj!” Wymiary słoika 365 kartek: 15 x 10 x 10 cm PERSONALIZACJA ORAZ ZMIANA KOLORU PAPIERU – GRATIS!
365 powodów do szczęścia